W wiedeńskim pałacu Hofburg mieszka duch, przypuszczalnie Franciszka Józefa, a może Sissi? Po 12 dorocznej konferencji nt. implantologii, zorganizowanej tamże przez Europejskie Stowarzyszenie Osteointegracji, z pewnością boli go brzuch. Ze śmiechu. Broń Boże, żebym się natrząsał z powagi i naukowości Konferencji, tym bardziej z jej uczestników! Ale sami popatrzcie: główny gospodarz i organizator, rdzenny Austriak, nazywa się Watzek.
Jego zastępca i najbliższy współpracownik (też Austriak) to dr Pokorny. Sztandarowy amerykański naukowiec, przybyły aż z Los Angeles, to profesor Jowanowicz, a w dodatku ma na imię Sasza. Ja wiem, nieładnie jest naśmiewać się z cudzych nazwisk, ale własne mam tak pokrętne (i niewiadomego pochodzenia), że udzielam sobie dyspensy. Zresztą nie chodzi o nazwiska. Słowianie górą, Koleżanki i Koledzy. Co łączy Kalifornię, Austrię i Chiny?Codziennym punktem Zjazdu był „lancz”, wliczony w opłatę konferencyjną. Oto zamkowe komnaty, kandelabry, kryształowe żyrandole po pół tony każdy, jeden wielki Zabytek. Za oknami wiedeńska Starówka. Samo południe. Gromada Chińczyków przebranych w operetkowe marynarki wyszywane złotem, a każdy z nich rozdaje doktorom papierowe torebki z uszami. Biorę, zaglądam. W środku gruszka, mała butelka wody mineralnej i tajemnicze plastikowe pudełeczko. Siadam z tym wszystkim w zabytkowym fotelu i dobieram się do pudełeczka. Ciężko otworzyć, ale się udaje. W środku substancja bez zapachu, o konsystencji zamrożonego kisielu. Daje się wziąć do ręki, nie brudzi. W gryzieniu miękkie, bez smaku. Nie wiem, co to, wyobrażam sobie, że jedzenie dla kosmonautów. Zrozpaczony i głodny lecę do restauracji na piętro, gdzie za kawę każą mi zapłacić 4 euro. Od razu gorzej smakuje.Dobrze, zasiadam na sesji naukowej i przez 45 min. oglądam wyświetlany przez Naukowca film. Najpierw widać ocean i fale. Potem surfera na desce, nie powiem, przystojniak. Zapalają się światła i Naukowiec coś tłumaczy po angielsku, ale go nie rozumiem, bo jest Portugalczykiem i używa portugal-english. Światła znów gasną i zamiast surfera mogę obejrzeć krwawy filmik o tym, jak wkręca się implanty. To akurat wiem, bo sam wkręcam.Wychodzę więc z Hofburga na Starówkę, licząc na jakiś prawdziwy obiad, bo konferencja trwa 4 dni i na chińskim jedzeniu dla kosmonautów nie przetrwam. Dyskretnie dłubię w portfelu załamany okropną drożyzną i znajduję meksykańską knajpkę, gdzie może nie pozbawią mnie wszystkich moich – jak to się tu wymawia – „ojro”. Wchodzę, a tam… fiesta! Wiedeńczycy tańczą, śpiewają, piwo leje się strumieniami (5 “ojro” kufel), o co chodzi? Pytam grzecznie kelnera, który nie jest ani Meksykaninem ani Portugalczykiem, więc rozumiemy nawzajem swoją angielszczyznę. Austria ma gubernatora Kalifornii!!! To już wiem, co łączy Austrię, Chiny i Stany Zjednoczone.
Autor: lek. dent, Grzegorz Chwiłoc
Komentarz opublikowany w numerze 5/2003 Nowego Gabinetu Stomatologicznego