Był churching, czyli wędrówki Polaków po kościołach i był clubbing, czyli wędrówki po klubach. Teraz przyszła pora na dentyzm, czyli wędrówki od dentysty do dentysty. Paradoksalnie nowe zjawisko może mieć spory wpływ na wyleczenie Polaków z chorób jamy ustnej.
Dentyzm ogarnia Polaków?
Jak podaje portal Dentysta.eu, nawet 10 proc. pacjentów gabinetów stomatologicznych w Polsce uprawia dziś dentyzm. Nowe zjawisko polegające na ponadprzeciętnie częstych wizytach u dentysty jako pierwsi zaobserwowali Amerykanie. Dziś zaczyna zyskiwać ono także na popularności w Polsce. I chociaż może się to wydawać dziwne, zwłaszcza w kraju, w którym aż 90 proc. obywateli ma próchnicę, a 6 proc. ani razu w swoim życiu nie była u dentysty, to mimo wszystko moda na dentyzm się rozkręca.
W pogoni za zębami
– Dentyzm jest jak shopping, z tym że osoby go uprawiające, zamiast wędrować od galerii handlowej do galerii w poszukiwaniu ubrań, butów i dodatków, wędrują od dentysty do dentysty, szukając nowości stomatologicznych. Co ciekawe dentyzm wciąga tak samo jak shopping – mówi lek. stom. Marcin Krufczyk z portalu Dentysta.eu, który opisał zjawisko. I dodaje: – Osoby go uprawiające są gotowe wydać grube tysiące na najnowocześniejsze wybielanie zębów, przedłużanie i modelowanie kształtu uzębienia, porcelanowe licówki, ortolifting, nowe korony, a nawet diamentową biżuterię na zęby. Często zaciągają nawet na ten cel specjalny kredyt.
5 dentystów naraz
Jak to zjawisko wygląda w praktyce? Osoby uprawiające dentyzm, czyli wędrówkę po stomatologach, odwiedzają dentystę przynajmniej raz w miesiącu, leczą się często jednocześnie w 2–3 gabinetach, rekordziści w 5. W każdym z gabinetów poddają się innym zabiegom. Zmieniają także dentystów jak rękawiczki, jak tylko pojawi się gdzieś kolejna nowość. – Ktoś, kto uprawia dentyzm, nie ogranicza się do jednej wizyty w roku, ale do 12 i więcej, chce czegoś więcej niż leczenia próchnicy, nie liczy się także z kosztami. Wędrujący po gabinetach wciąż szukają nowych sposobów, żeby ich zęby były bielsze i równiejsze – mówi dr Krufczyk.
Zęby za cenę samochodu?
Za te nowości uprawiający dentyzm są w stanie sporo zapłacić. Na jednej wizycie wydają nawet 1–2 tys. zł. Za całe leczenie płacą po 50–100 tys. zł, niejednokrotnie zaciągając kredyty dostępne dziś w gabinetach. I chociaż nowa moda kosztuje, nie jest ona wcale domeną bogatych Polaków. – Wędrują głównie aspirujący 20- i 30-latkowie, dla których wizyta u dentysty jest równie ważna, co kolejny zabieg u kosmetologa czy markowa torba znanego projektanta – mówi dr Krufczyk.
I faktycznie, odsetek Polaków gotowych wydać sporo na nowe zęby jest coraz większy. Według raportu „Uśmiech a status społeczny”, przygotowanego przez Dentysta.eu, aż 65 proc. Polaków zarabiających dziś średnią krajową deklaruje, że byłoby skłonnych wydać wielokrotność swojej miesięcznej pensji na leczenie zębów. W grupie z dochodem pomiędzy 2–4 tys. odsetek ten wynosi 37 proc. Przyszłość dentyzmu? – To zjawisko, które się rozkręca i będzie przybierało na sile w miarę polepszania się naszej sytuacji materialnej, ale ma pozytywny skutek. Może być szansą na przełamanie naszego oporu przed leczeniem i spadek liczby Polaków z bezzębiem – ocenia dr Krufczyk.