Dentyści niechętnie przyznają się do błędów – raczej wolą używać innego określenia, które pojawiło się niedawno: „zdarzenie niepożądane”. Termin został ukuty w nowelizacji ustawy o prawach pacjenta. Według prof. Richarda Cranovsky’ego (Global Virtual Faculty, Fairleigh Dickinson University, Florham, NJ, USA; RC-Consulting, Lozanna/Epalinges, Szwajcaria) jest to niezamierzone, niespodziewane wydarzenie w procesie leczniczym powodujące przejściową lub trwałą szkodę pacjenta".
Różni się od błędu lekarskiego tym, że błędowi można zapobiec, a zdarzenie niepożądane nie musi być zawinione przez lekarza, przyczyną mogą być czynniki od niego niezależne: organizacyjne (mała liczba personelu, złe zarządzanie) czy ekonomiczne (słaba jakość sprzętu). W Polsce jak dotąd rozpatrywano tylko błędy lekarskie, pojęcie zdarzenia niepożądanego jest całkiem nowe, dlatego nie ma statystyk co do ich występowania. A według WHO może ono dotyczyć nawet 10-13% pacjentów. Podobne statystyki opublikowano w Szwecji.
W Polsce skutków zdarzeń niepożądanych może doświadczać ok. 800 tys. pacjentów w ciągu roku (według Rzecznika Praw Pacjenta Krystyny Kozłowskiej) i choć szacuje się, że są to liczby podobne jak w innych krajach Europy Zachodniej, należałoby wziąć pod uwagę, że często nasze gabinety pod względem wyposażenia i ekonomicznie odbiegają od standardu bogatych krajów Unii Europejskiej. Obecnie trwają dyskusje nad stworzeniem rejestru zdarzeń niepożądanych. Wiadomo, nikt nie lubi publikować listy swoich błędów, mogłaby ona być jednak pomocna, aby lekarze postępowali w sposób bardziej świadomy - zgodnie z powiedzeniem, że lepiej uczyć się na cudzych błędach, a szczególnie w przypadku lekarzy. tym bardziej, że pacjenci coraz częściej dochodzą swoich praw w sądzie. Miesięcznie 3-5 tysięcy spraw o naruszenie praw pacjenta. Musi zatem wzrosnąć również świadomość lekarzy w tym zakresie oraz dobre wzorce radzenia sobie z popełnieniem takiego błędu, zamiast popularnego ukrywania, usprawiedliwiania i unikania przeprosin.