Citroen zaczął konstruować awangardowe samochody. Są one do tego stopnia zaskakujące, że siedząc w DS5 zastanawiałem się, czy to samochód, samolot, czy dzieło sztuki nowoczesnej. Gdy już zauważyłem kierownicę, która wcale nie jest okrągła, zdałem sobie sprawę, że to chyba samochód.
W tym momencie zaczęła się moja przygoda z uruchomieniem samochodu. Celowo nie prosiłem pracownika salonu, aby mi pomógł. Chciałem sam „pobawić się”, uruchamiając Citroena DS5. Zaznaczę, że w mojej karierze dziennikarskiej przetestowałem ponad 1000 samochodów, jednak uruchomienie tego samochodu zajęło mi kilka minut.
Wszystko to wina silnika elektrycznego, który napędza tylne koła auta i służy do ruszania lub powolnej jazdy w mieście. Po wciśnięciu przycisku uruchamiającego silnik w samochodzie nic się nie zadziało. Wcisnąłem przycisk raz jeszcze. Może nie zapalił – pomyślałem. Potem zacząłem manewrować przy przełożeniach automatycznej skrzyni biegów. Przecież silnik można uruchomić tylko w położeniu P – czyli parking. Ale i to nie pomogło. Przesunąłem dźwignię na D i nie wiele myśląc wcisnąłem pedał gazu. Ruszył. Ale jak, dlaczego?
Otóż uruchamiając samochód, włączymy tylko silnik elektryczny, którego pracy nie słychać, ponieważ światła i podświetlenie tablicy włączają się w momencie otworzenia drzwi kierowcy. Wciśnięcie przycisku uruchomienia silnika nie wznosi żadnych zmian w wyglądzie deski rozdzielczej. Później juz się nauczyłem: uruchomić silnik, przełożyć bieg w pozycję D i wcisnąć gaz. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów i mocniejszym wciśnięciu gazu, załączy się silnik spalinowy i wszystko jest już normalnie.
Podczas jazdy rozpocząłem rozszyfrowywanie zadań, jakie przydzielono różnym przełącznikom. Praktycznie z każdą minutą znajdowałem w swoim otoczeniu nową konsolę. Oprócz tej tradycyjnej, za czymś co umownie nazwijmy kierownicą, były różne konsole: po środku kokpitu pomiędzy siedzeniami kierowcy i pasażera, na drzwiach, a nawet na suficie. Gdy po kilku minutach jazdy zobaczyłem tę na suficie, pomyślałem, że jestem w samolocie. A że akurat jechałem al. Krakowską w Warszawie obok lotniska, pomyślałem, docisnę gaz do dechy i...
Na szczęście samochód nie uniósł się do góry, ale trzeba przyznać, że gdy oba silniki zaczęły pracować pełną mocą, 200 – koni mechanicznych dało zadawalający mnie efekt.
„Wizja czy wpadka”, „Sztuka asertywności”, „Wybór serca” to tylko niektóre tytuły artykułów opisujących ten samochód. Jest w nim coś niecodziennego, coś co nie pozwala przejść obok tego auta obojętnie. Mam jednak wrażenie, że konstruktorzy, choć powinno się ich raczej nazywać artystami, troszkę przesadzili. Dlaczego szyberdach składa się z czterech niezależnych od siebie okien? Dlaczego tylna szyba została podzielona na pół ograniczając dość skutecznie widok? Tych pytań można zadać więcej. Odpowiedź jest jedna: aby było pięknie.
Autor: mgr inż Piotr Szymański
Absolwent Politechniki Warszawskiej. Dziennikarz. Redaktor naczelny magazynu Nowy Gabinet Stomatologiczny.
Artykuł opublikowany w numerze 4/2013 magazynu Nowy Gabinet Stomatologiczny. Zobacz pełny spis treści.